Dużo mówi się ostatnio o tym, żeby wizerunek pracodawcy budować w sposób spójny, przemyślany, wynikający z dobrze określonego EVP (Employee Value Proposition). Nie każdy jednak pamięta, że budowa tego wizerunku zaczyna się od kuchni… a dokładniej już od recepcji.
Co widzi kandydat na „pierwszej randce”
To jak przywitany zostanie kandydat, robi ogromną różnicę. Wracając pamięcią do procesów rekrutacyjnych, czy to swoich czy tych, o których opowiadali mi znajomi, ze zgrozą wspominam niezadowoloną, skutecznie zniechęcającą minę pani witającej kandydatów na recepcji… Kandydat, który zostanie przywitany jak mile widziany gość, poczuje się jak u siebie. A jeśli będzie widział, że ktoś na niego czeka, zaproponuje mu coś do picia, wskaże miejsce, w którym będzie mógł poczekać… rozejrzy się i zacznie poznawać firmę od kuchni… to już połowa sukcesu. Warto zadbać więc o poczekalnię, udekorować ją w plakaty, zdjęcia z imprez firmowych. Zamiast “sztywnych” korpo-ulotek proponuję zostawić kilka egzemplarzy wewnętrznych gazetek firmowych, które pokazują, co jest ważne i czym żyje firma. Może warto nagrać film o Waszej organizacji, wartościach, pracownikach, oddający atmosferę tego miejsca i wyświetlać go kandydatom?
Bezpośredni kontakt z kandydatem
Drugą część sukcesu stanowi bezpośredni kontakt z kandydatem podczas procesu rekrutacji.
Zacznijmy do rozmowy kwalifikacyjnej. Raport Talent Trends, wykonany przez LinkedIn w 2015 roku, pokazuje, że 53% pracowników, podczas rozmowy kwalifikacyjnej chce spotkać swojego przyszłego przełożonego. Na rekrutera wskazało jedynie 8% respondentów. Rolą działów HR jest takie przygotowanie managerów, żeby przejęli współodpowiedzialność za jakość procesu i efekt rekrutacji. Zadbajmy, by zadawali użyteczne i dozwolone pytania, które pozwolą im podjąć właściwą decyzję. Nauczmy ich, że proces rekrutacji jest jak pierwsza randka, podczas której strony wzajemnie się poznają, tworzą pierwsze wrażenie, wpływające na decyzję o kolejnym spotkaniu. Przypominajmy, że zadaniem rekrutujących menedżerów jest obiektywne przekazanie informacji na temat miejsca pracy i wymagań na oferowanym stanowisku. Pokażmy, że można o pracy opowiedzieć nie używając korpo-terminologii, sformułowań specyficznych dla danej firmy czy sektora, ale kompletnie niezrozumiałych dla ludzi spoza. Jeśli mamy taką możliwość, oprowadźmy przyszłego pracownika po firmie, potraktujmy go jako partnera w procesie rekrutacji… równocześnie nie obiecujmy też tego, czego spełnić nie możemy.
Oczywistym jest, że wrażenie wyniesione z rekrutacji jest ściśle powiązane z:
- wywiązywaniem się ze składanych obietnic,
- powrotem w ustalonym czasie z rzetelną informacją,
- sposobem prowadzenia rozmowy z kandydatem przez telefon.
Truizmy, a jakże rzadko spotykane w praktyce. Każdy kontakt online czy offline z kandydatem to szansa, żeby zbudować, ale i zepsuć pozytywne wrażenie, nad którym pracowaliśmy wcześniej.
Najlepszą miarą dobrze poprowadzonej rekrutacji jest sytuacja, w której niezatrudnieni kandydaci dostają od nas informację o powodach rezygnacji z ich oferty, pozwalającą im rozwinąć brakujące kompetencje. To sprawi, że za pół roku lub rok wrócą do Was z pytaniem czy nie ma dla nich ofert, bo chcą pracować właśnie w Waszej firmie.
Kandydat to człowiek a nie CV, zaś człowiek oczekuje nade wszystko szacunku. Szczególnie ze strony osób, które reprezentują firmę w profesjonalnym procesie rekrutacji. Bo tym nieprofesjonalnym nie będziemy poświęcać uwagi na influencerskim blogu ????
Katarzyna Bogdanowicz
0 komentarzy