W trakcie pełnienia funkcji zarządczych w biznesie jak i w roli HR Business Partnera miałam okazję zetknąć się z różnymi, trudnymi i zabawnymi sytuacjami w procesach rekrutacyjnych. Dwie z nich utkwiły mi w pamięci szczególnie, bo choć z perspektywy czasu mogą wydawać się zabawne, były dla mnie sporym wyzwaniem.
Sytuacja numer jeden. „Oni”
W mojej firmie standardem jest, że w procesie rekrutacji po pierwszym etapie selekcji CV zaprasza się wybranych kandydatów na rozmowę kwalifikacyjną, wysyłając drogą mailową komplet niezbędnych informacji – gdzie i z kim odbędzie się spotkanie, ile potrwa itd.
Wspomniana rekrutacja odbywała się do działu sprzedaży. Kandydat, z którym prowadziliśmy rozmowę wspólnie z potencjalnym przyszłym przełożonym, idealnie wpisywał się w profil stanowiska, miał odpowiednie doświadczenie, oczekiwane umiejętności oraz kompetencje, które cechują bardzo dobrego sprzedawcę.
W trakcie rozmowy padło pytanie – co kandydat wie o naszej firmie i dlaczego zdecydował się do nas aplikować… Kandydat, do tego momentu pewny siebie, spojrzał na nas przerażonymi oczami i poprosił o powtórzenie pytania… Kiedy raz jeszcze zapytałam o motywy aplikowania do naszej firmy, zmieszał się i powiedział, że to „Oni” do niego dzwonili. Na pytanie „kto dzwonił”, powtórzył jeszcze raz, że „Oni” ???? W końcu szczerze przyznał, że w trakcie szukania pracy wysłał mnóstwo CV i tak naprawdę nie wie, do jakiej firmy trafił. Wprawiło nas to w zdumienie, zdziwienie i lekkie zakłopotanie jednocześnie. Na budynku i w recepcji wisiało nasze logo, na początku rozmowy przedstawiliśmy się Panu, nie mówiąc już o tym, że otrzymał komplet informacji od pracownika działu rekrutacji, a do tego podjął trud przyjazdu z Krakowa do Warszawy na tę właśnie rozmowę kwalifikacyjną.
Sytuacja okazała się na tyle nietypowa i niespodziewana, że poprosiliśmy Pana, aby na chwilę nas opuścił, ochłonął i dał nam czas na zastanowienie się co w takiej sytuacji zrobić – bo kandydat faktycznie świetnie wpisywał się w profil stanowiska, aczkolwiek…
W rezultacie postanowiliśmy dać mu drugą szansę i zrobić krok wstecz – zaproponowaliśmy, by wrócił do domu, zebrał informacje o naszej firmie, zastanowił się czy chciałby w niej pracować i wziął jeszcze raz udział w procesie rekrutacyjnym. I rzeczywiście, Pan przyjechał po raz kolejny, jednak zabrakło mu wystarczającej determinacji, i w efekcie nie został zatrudniony. Dylemat i tego rodzaju sytuacja, rodem z Monty Pythona, była pierwszą i ostatnią zarazem jak dotychczas w mojej karierze zawodowej.
Sytuacja numer dwa. Ciężka rozmowa
Drugi projekt rekrutacyjny miał miejsce, kiedy pracowałam w dziale sprzedaży. To był koniec lat 90-tych. Wtedy wysokie standardy rekrutacji, know-how wdrażały min. właśnie takie firmy jak Nestlé.
Prowadziłam rozmowę kwalifikacyjną m.in. techniką pogłębionych pytań. Byłam mocno skoncentrowana zarówna na zadawaniu pytań, jak i na aktywnym słuchaniu odpowiedzi.
Przy jednym z kolejnych pytań zauważyłam, że kandydat ma na czole krople potu, które w pewnym momencie zaczęły kapać i uderzać z dźwiękiem na biurko. Pomyślałam, że może jest Panu za gorąco, próbowałam rozluźnić atmosferę mówiąc, że to nie egzamin, a pytania są konieczne, aby rzetelnie móc ocenić jego doświadczenie i kompetencje.
Na pytanie, czy potrzebuje chwilę przerwy, spojrzał na mnie ciężkim wzrokiem i powiedział, że to, czego chce w tym momencie, to po prostu zakończyć rozmowę i jak najszybciej wyjść. Zadałam mu jeszcze jedno, bądź dwa kończące pytania i podziękowałam za udział w spotkaniu. Czułam się z tym również niekomfortowo na tyle, że gdy wyszliśmy na korytarz zapytałam, co było dla niego w tym spotkaniu trudne czy też kłopotliwe? Pan odpowiedział, że jeszcze nigdy nie brał udziału w takiej rozmowie o pracę. Nie spodziewał się, że będzie musiał podawać konkretne przykłady i tak szczegółowo odpowiadać na zadane pytania. Podziękował mi za poświęcony czas i jak najszybciej oddalił się z miejsca stresującego zdarzenia.
Myślę, że dzisiejsze doświadczenie pozwoliłoby mi z pewnością na poprowadzenie takiego spotkania zupełnie inaczej. Potrafiąc rozpoznawać wcześniej symptomy dużego zdenerwowania, starałabym się zarządzić lepiej tą sytuacją i stworzyć kandydatowi poczucie większego komfortu.
W życiu jesteśmy zaskakiwani różnymi sytuacjami, nieprzewidywalnymi i nieoczekiwanymi, ale najczęściej to właśnie one zapadają nam w pamięci i najlepiej nas uczą – zarówno nas jak i kandydatów ????
A jakie Wy, drodzy Czytelnicy, mieliście najciekawsze bądź najtrudniejsze sytuacje rekrutacyjne w swojej karierze zawodowej?
0 komentarzy